Od wczoraj jestem suwerenna. Myślałam, że jestem suwerenna od 1989 roku. Nic bardziej mylnego. Trzeba było specjalnej uchwały sejmu. Teraz to pewne. Moja suwerenność jest zapisana, ma moc prawną. Super! Pani premier krzyczała o tej suwerenności potwornie. Krzyk zazwyczaj jest oznaką lęku, bezradności, agresji. Premier najwidoczniej czegoś się boi, bo tylko wtedy ludzie wrzeszczą. Usta zrobiła w kreseczkę, dodała gestykulację i poszło. Zastanawia mnie dlaczego tyle w premier jadu i strachu. Być może bierze się to z jej niepewnej pozycji, a może z totalnego pogubienia i bezradności. Stawiam na pierwsze i drugie. Słabo to wszystko wyglądało. Że było mi wstyd, to mało powiedziane. To było tak smutno-żenujące, że  nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam takie odczucia względem wypowiadającego się polityka. Smutne, że premier rządu, wyzywa z trybuny sejmowej opozycję od zdrajców, którzy chcą zaprzedać Polskę UE. Smutne, że będą to oglądali ludzie w telewizji nie tylko polskiej, ale pewnie i zagranicznej. Co to mówi o Polsce i Polakach? Jesteśmy maluczkim, zastraszonym narodem, który boi się tego co obce, nieznane, jest pełen pychy i buty. Jest słaby i miota się we własnych lękach i wzajemnych oskarżeniach. Zakompleksieni, marni, zakłamani, powierzchowni. Nie takiej Polski chciałam po 1989 roku. Miałam nadzieję, że będzie to kraj otwarty, nowoczesny, silny, pewny siebie. Historia pokazuje, że najlepiej wychodzi nam niszczenie. Niszczenie wszystkiego: wolności, ludzi i ich potencjału, finansów, zdrowia Polaków, solidarności, niezależności sądów i przekonań, nauki, kultury. Jak już wszystko tracimy, to następuje nagłe przebudzenie i wielki krzyk „ratujmy Polskę!”. Chyba do końca świata Polska będzie sama się rujnować, a potem odbudowywać. Już wielokrotnie to przerabialiśmy, a lekcja ciągle nie odrobiona.

Udostępnij na..