…
Wsiadam do pociągu z pustego peronu małego dworca. Wagony ciągnie parowóz, czuję zapach rozżarzonych węgli i buchającej pary. Jestem sama w przedziale. W świat wyobraźni najlepiej wybrać się samotnie. Pociąg jedzie powoli. Mogę spokojnie obserwować kalejdoskop krajobrazów. Wjeżdżamy w jesienny las. Między ciemnozielonymi igłami sosen i świerków błyszczą różnobarwne liście klonów, dębów i jesionów. Prawie słyszę ich szelest pod stopami. Obok toru płynie rzeka. Woda skrzy się w blasku porannego słońca. Dzień zapowiada się ciepły, pachnący. Mijamy miasteczka. Wieżyczki kościołów i ratuszy wzbijają się w niebo ponad czerwonymi dachówkami białych domków. Wyobrażam sobie toczące się tam życie. Roześmiane dzieci, biegnące do szkoły. Kobiety rozwieszające czyste pranie. Mężczyzn dyskutujących na małym rynku w oczekiwaniu na autobus, który zawiezie ich do pracy. Piekarnię pachnącą świeżymi drożdżówkami z cynamonem. Kłócące się wróble przy studni. Na kolejnych stacjach dosiadają się podróżujący z walizkami lub bez bagażu. Pociąg zapełnia się, to znowu pustoszeje. Do przedziału, w którym jadę wchodzi dziewczyna. Rude włosy wymykają się spod ronda czerwonego kapelusza. Cała jest jesienna. W swoich kolorach i nastroju. Pochyliła twarz nad książką Virginii Woolf. Spoglądam na nią ukradkiem, by nie wydać się natrętną czy wręcz wścibską. Chciałabym zajrzeć w jej oczy, zobaczyć ich kolor. Wniknąć w jej myśli. Ale od czego wyobraźnia. Długie rzęsy na pewno skrywają zielone oczy ze złotymi plamkami. Myślami wędruje z autorką po londyńskich rezydencjach, zakamarkach ludzkiej duszy. Przeżywa lęki i uniesienia bohaterów. Na kolejnej stacji dosiada się młody mężczyzna. Ich oczy spotykają się na dużo, dużo za długo. Już wiem, że wysiądą razem. Pójdą o zachodzie słońca długą aleją, rozmawiając o Prouście. Na mnie też już pora. Dość tej podróży ze świata, którego nie ma.
No Comments