Walentynkowo
Wiedźma Klementyna mieszkała na skraju wsi. Domek miała niewielki, otoczony świerkami, obrośnięty dzikim winem. Klementyna znała tajemnice ziół. Wielu przybywało po mieszanki, które leczyły dolegliwości. Mówiono, że przyrządzając je Klementyna wypowiada tajemne zaklęcia, dlatego są tak skuteczne. Czytała w ludzkich oczach, zaglądała w serca i duszę. Wiedziała o ludziach więcej, niż sami o sobie wiedzieli. Znała ich przeszłość i przyszłość. Bywała przygnieciona tą wiedzą, która uwierała niczym kamień w bucie. We wsi bali się Klementyny. Boguś od Kleckich na jej widok uciekał polem, bo mu kiedyś w oczy zajrzała i od razu wiedziała, że to on zastawił wnyki na lisy. Gdy wchodziła do sklepu, gdzie to i mydło i powidło baby milkły, bojąc się złego oka. Różni przybywali do wiedźmy. Bogaci, biedni, schorowani, zakochani i samotni. Pańcia miastowa podjechała samochodem, zastukała obcasikami w chodnik prowadzący do domu, sztuczna pierś zafalowała.
– O wróżbę proszę – wydusiła, wydymając różowe usta, ciężkie od pomadki.
Klementyna spojrzała w oczy ocienione doklejonymi rzęsami i zobaczyła pustkę. Nie było w sercu kobiety nic. Życie bez pasji i uniesień. Nudna egzystencja z pieniędzmi w tle. Żal się zrobiło wiedźmie na ten widok.
Innym razem mężczyzna przyjechał. Panisko jak się patrzy. Wbity w garnitur Armaniego, koszuli opiętej na opasłym brzuchu. O akcje przyjechał zapytać. Sprzedawać, nie sprzedawać? Klementyna pomyślała, że powinien sprzedać, a zainwestować w zdrowie, bo sapał tak, że niechybnie zawał go czeka i żadne akcje już mu nie będą potrzebne.
Na długo zapamiętała Klementyna wizytę kobiety o dużych oczach. Delikatna, wrażliwa, los doświadczył ją boleśnie. Całe cierpienie schowało się za nieśmiałym uśmiechem. Straciła ukochanego. Łzy zmatowiły blask w oczach, ale wiedźma wiedziała, że tę kobietę czeka wiele dobrego. Obok takiego serca nie przechodzi się obojętnie. Pojawi się w życiu przybyłej ktoś, kto rozjaśni jej życie, a oczy zaświecą blaskiem. Takie wróżby Klementyna lubiła najbardziej. Chciała ludziom dawać nadzieję, wiarę w lepszą przyszłość, zdrowe szczęśliwe życie. Życie Klementyny pełne było tajemnic i niewyjaśnionych przypadków. Nie znała swoich rodziców, zginęli, gdy dziewczynka miała kilka miesięcy. Wychowała ją stara ciotka. Nie potrafiła kochać małej Klementyny tak, jak kocha się dziecko. A może wynikało to z faktu, że Klementyna była inna. Patrzyła inaczej, mówiła dziwne rzeczy, wieszczyła przyszłość. Jeszcze nieporadnie, niepewnie, nie rozumiejąc skąd w jej głowie tyle obrazów i zdarzeń. Wiele było z tego kłopotów. Chłopców mijała z daleka. Nie założyła rodziny. Żyła obrazami. Życiem cudzym. Czasami marzyła, by uwolnić się od nękających ją myśli, wizji przyszłości cudzej, nigdy swojej. Bo to co było problemem w życiu Klementyny, to właśnie brak wiedzy na temat własnej przyszłości. Widziała przyszłość innych, nie widziała własnej. Pewnego razu zdarzyło się coś, co zmieniło wszystko. Przed chatą pojawił się mężczyzna. Nie był ani piękny, ani brzydki, ale tak pięknego uśmiechu Klementyna nigdy nie widziała i nigdy nie widziała tak szczerych oczu. Zobaczyła jego przyszłość, a u jego boku swoją. Jasną, promienną, obiecującą. Nie przyszedł po wróżbę, nie przyszedł po zioła. Chciał tylko zapytać o drogę. I pewnie odjechałby w siną dal, gdyby ich spojrzenia nie spotkały się. Został. Został na zawsze, a Klementyna straciła swoją moc. Obrazy uleciały jak ptaki, myśli stały czyste i jasne, nieskażone cudzym życiem. I przestała Klementyna być wiedźmą, co to wie wszystko. Stała się zwyczajną kobietą. Dziwna konkluzja, tak jakby miłość odbierała kobiecie moc, a może to prawda? Czy zwyczajna kobieta nie może być również niezwykła? Osądźcie sami.
No Comments