Wczorajszy protest kobiet ujawnił całą skalę wrażliwości, nienawiści, pogardy. Wrażliwości kobiet, którym na sercu leży ich los, które chcą lepszego życia dla siebie, swoich córek, synowych, wnuczek, przyjaciółek. Też byłam na proteście, bo nie wyobrażam sobie, że mogłabym jako kobieta przejść obojętnie. Nie jestem zwolenniczką aborcji, ale uważam, że każda kobieta ma prawo decydować o sobie, swoim ciele, swoim życiu. To była walka o godność, która na każdym kroku jest szargana, a kobietę sprowadza się do roli klaczy rozpłodowej. Rodziłam w Polsce komunistycznej, w elitarnym (jak się wówczas mówiło) szpitalu, ale spotkało mnie i tam wiele upokorzeń. Paradowałam w rozchełstanej koszulce, z gołym tyłkiem, przytrzymując sobie zakrwawioną ligninę między nogami, bo nie wolno było mieć własnych podpasek i majtek. Z łóżka wychodziłam rzadko, by nie upokarzać siebie samej, ale do toalety trzeba było jakoś dojść. Minęło sporo lat od tego wydarzenia, ale kiedy czytam wspomnienia poszpitalne kobiet rodzących, czy tych które ciążę straciły, jestem przerażona, że od tego czasu nic się nie zmieniło. Pacjentka szpitala nie jest człowiekiem, jest przypadkiem, od którego trzeba się szybko uwolnić, najlepiej bezproblemowo, żeby nie było kłopotów. Jej godność, stan psychiczny, strach, lęk przed tym co ją czeka, są ignorowane, a nawet wyśmiewane. Że histeryczka, że sama sobie winna, że niby czego się spodziewała. A spodziewała się! empatii, pomocy, zrozumienia, wsparcia. To co najbardziej boli, to fala nienawiści i pogardy jaka wylała się na uczestniczki protestu. Na portalach wyzywane od suk, kurew i faszystek, z ambon od morderczyń, z politycznych i rządowych ław od histeryczek i manipulantek, które chcą zaszkodzić rządowi. Ile trzeba mieć w sobie nienawiści do kobiety, aby tak ją potraktować. Ile strachu przed kobiecą siłą, aby próbować ośmieszyć, zdegradować do roli podczłowieka, wyzwać, poniżyć. Frustraci internetowi dali upust swoim kompleksom i chamstwu. Minister mizogin obrażał na antenie radia i telewizji. Biskupi kipieli złością z ambon, mówiąc, że kroczy „cywilizacja śmierci”. Zastanawia mnie ciągle ten fenomen interesowania się kościoła życiem intymnym kobiet. Zarodek stał się swoistym sacrum, do momentu urodzenia. Potem nikogo nie obchodzi. Dlaczego tych wszystkich obrońców życia poczętego nie interesuje życie, które już jest, istnieje, oddycha, myśli, cierpi? Ilu  obrońców życia zaadoptowało chore dziecko, ilu pomogło matce borykającej się z codziennością. Cywilizacja śmierci kroczy na paradach wojskowych, a biskupi i księża polowi tak chętnie święcą narzędzia zabijania. Mężczyzna może zabijać, kobieta nie. Mężczyzna może, bo zabija wroga, obcego, niechcianego, niebezpiecznego (nawet jeśli to dziecko). Kobieta zabija „życie poczęte”, jest morderczynią wyzutą z uczuć. A jej uczucia? A kogo to obchodzi? Arcybiskup Hoser, znawca tematu oznajmił, że podczas gwałtu rzadko kobieta zachodzi w ciążę, bo stres to uniemożliwia. Czyżby według Hosera, ta która jednak zaszła nie przeżywała stresu? A jeśli tak, to przecież była przyjemność, nie gwałt.  Jak bardzo kościół chciałby podporządkować sobie kobiety, zniewolić ich sumienia, myśli, ciała. I jak bardzo boli go to, że kobiety wymykają się coraz bardziej. Są coraz odważniejsze, niezależne, świadome. Boli mnie postawa młodych kobiet, które nie rozumieją tej walki. Albo nie zrozumiały problemu, albo niczego jeszcze nie przeżyły, a w głowie same banały i infantylność o słodkich dzieciaczkach. Walczymy więc o możliwość decydowania. Jesteś przeciwna usuwaniu ciąży, gdy zagraża twojemu życiu, nie usuwaj, umieraj, twój wybór, ale nie oczekuj od każdej kobiety heroizmu. A tak naprawdę i o twoje prawa walczymy, bo nigdy nie wiesz, co cię w życiu czeka. Przed jakim wyborem staniesz. Plujecie na feministki, ale ochoczo korzystacie z tego, co wywalczyły. Czyż to nie hipokryzja w najgorszej odsłonie?

Dziękuję wszystkim wspierającym mężczyznom, tym którzy uczestniczyli w proteście i tym, którzy wspierali nas duchowo. To świadczy o waszej męskości, sile, mądrości.

Dziękuję kobietom, że pokazały siłę i solidarność.

Mam nadzieję, że to dopiero początek.

Udostępnij na..