Dla tych, którzy odeszli
Nie ma babci Marianny, nie ma dziadka Janka. Nie ma babci Kazi, nie ma dziadka Lucka.
Babcia Marianna, ciepła kobieta, ze wszech miar dobra i łagodna, przygnieciona ciężką pracą na roli, robiła mi okłady z kwaśnego mleka, kiedy słońce spaliło mi plecy. Nie spała całą noc. Zmieniała mi okłady. Dziadek Janek, niestrudzony, waleczny, żołnierz Armii Krajowej, współpracujący z partyzantami w czasie wojny, uwielbiał babcię i papierosy bez filtra. Grywał z wnukami w karty na pieniądze i pozwalał im wygrywać. Zaczytywał się w Sienkiewiczu. Tej pasji z dziadkiem nie dzieliłam.
Babcia Kazia tak odmienna od babci Marianny. Drobnomieszczańska, trochę jak pani Dulska. Nigdy nie wychodziła z domu bez pomalowanych ust, pończochy zakładała w rękawiczkach, żeby nie poszło oczko. Świetnie gotowała, parzyła herbatę po rosyjsku. W czajniczku mocny napar, który w szklance rozcieńczało się gorącą wodą. Kto teraz tak parzy herbatę? Nauczyła mnie szyć, robić na drutach. Zostało mi to do dzisiaj. Dziadek Lucek, prawdziwy, uzdolniony rzemieślnik, zszywał dzieciom sandałki za uśmiech.
Nie ma Was Kochani, ale myślę o Was bardzo często. Czasami zastanawiam się, ile jest Was we mnie. Co niosę ze sobą Waszego przez życie? Szacunek dla pracy, upór, dbałość o siebie i dom, pasje artystyczne, a może traumę wojny, niezgodę na przemoc. Dzisiaj myślę o Was szczególnie.
Myślę o mojej kochanej teściowej Todzi. Ciepłej, wrażliwej kobiecie, która podczas każdej wizyty trzymała mnie za rękę i robiła cudowne wiśnie w syropie.
Myślę o ciotkach i wujkach, pamiętam Was dobrze.
Myślę o moich przyjaciołach, których przedwcześnie zabrała choroba. Tych z lat młodości i tych z czasów już dorosłych.
Bardzo mi Was wszystkich brakuje.
Zapaliłam dla Was w domu mnóstwo świec. Tyle mogę dla Was zrobić, bo ani Wam już nie pomogę, ani Wy mi już nie pomożecie.
Dla mnie zostaje refleksja, że nie ma już przeszłości, nie ma jeszcze przyszłości. Jest tylko teraz. Nie mogę tego „teraz” tracić. Teraz trzeba kochać, wybaczać, żyć, cieszyć się, uśmiechać do znajomych i nieznajomych, bo wszystko tak szybko mija. Pędzę, śpieszę się nie wiadomo dlaczego i gdzie, biegnę, nie wiadomo dokąd, a zapominam żyć. Coraz częściej łapię się na tym, że chwila, która trwa, nigdy się nie powtórzy i muszę ją smakować. Spokojnie, wszystkimi zmysłami, obserwować, ale nie oceniać. Chłonąć świat. Idąc po bułki popatrzeć w niebo, nie tylko pod nogi. Pielęgnować dobre wspomnienia, by dały mi siłę w chwilach trudnych.
No Comments