Maj w Kościele katolickim to czas komunii. W określoną niedzielę pod kościoły podjeżdżają limuzyny, z których wysiadają dziewczynki w koronkach, wymodelowane przez zawodowe fryzjerki. Potem oczywiście uczta w dobrym lokalu i podziwianie prezentów. W końcu rodzina zadłuża się po to, aby przebić jedna drugą. Punkty chwilówek mają złote żniwa. Świat zdominowany przez materializm na pewno ma wpływ na taką uroczystość. Musi być drogo, dostatnio, okazale. A przecież komunia ma być przeżyciem duchowym. Kto jednak w dzisiejszych czasach przejmuje się duchowością? Dla wielu to pojęcie obce. Święto wspaniałe, w gronie rodziny, może nawet bez napięć, dyskusji politycznych i wzajemnych pretensji. Będzie o czym opowiadać przez najbliższy tydzień, a zdjęcia wrzucone na fejsa obejrzy całe grono trzystu znajomych bardziej lub mniej. Przy całym tym splendorze czy ktoś zastanowi się, jaka droga do niego prowadziła? Nie sądzę. A przecież to dziesiątki godzin spędzonych na nauce modlitw, praw i przykazań katechizmu, grzechów głównych i innych kompletnie dla nich niezrozumiałych zdań i pojęć. To godziny wyklęczane, by zaliczyć to, co do przystąpienia do komunii niezbędne. Uważam, że punktem kulminacyjnym nie jest samo zjedzenie opłatka, ale spowiedź. Otóż mamy małego człowieczka, który będzie musiał pójść do konfesjonału i w formułkę wpleść swoje grzechy. Uklęknie i przed starym facetem w sutannie będzie wyjawić wszystkie swoje najgłębiej skrywane tajemnice, śmieszne przewinienia, urojone zaniedbania. Spowiedź nie jest łatwa dla dorosłego, a co dopiero dziecka. Takich rzeczy nie robi nawet profesjonalny terapeuta. A gdzie poszanowanie godności dziecka, jego poczucie bezpieczeństwa psychicznego, trauma związana z tym wydarzeniem? Czy ktoś się kiedyś nad tym zastanowił? Czy ktoś zapytał, co czuje dziecko wystawione na taką próbę? Jak to przeżywa? Dzieci są różne. Jedne cwaniactwo i spryt wyssały z mlekiem matki i spowiedź będzie łatwa, bo i tak prawdy nie powie, nawet w obliczu kary w ogniu piekielnym. A co z dziećmi zalęknionymi, nieśmiałymi wrażliwcami? Co z dziećmi o mrocznej duszy, które wielokrotnie łamały przykazanie „Czcij ojca swego i matkę swoją”, bo złorzeczyły na rodziców alkoholików i zboczeńców? Co z dzieckiem, które w myślach wyzywało ojca tłukącego matkę? Czy też ma się z tego spowiadać? Zgrzeszyło czy nie? To dylematy akademickie, nie przeznaczone dla dzieci, a jednak dzieci żywo dotykają. Czy wpędzanie dziecka w poczucie winy dobrze wróży mu na przyszłość? Przy tej okazji nie sposób dotknąć tematu wychowania. W Polsce rzadko dzieci się wychowuje. Wychowują rodziny, które dojrzały do macierzyństwa i podjęły się tego zadania z pełną świadomością i dojrzałością. A ile mamy takich rodzin? Zaręczam, że niewiele. W Polsce najczęściej dzieci się hoduje. Karmi owszem (choć i z tym bywa różnie), ubiera lepiej lub gorzej i przegania. Bo dzieci są irytujące, domagają się uwagi i zainteresowania. Przegania się więc do swojego pokoju, przed telewizor, do nowych gadżetów, którymi rodzice usilnie chcą zrekompensować brak czasu dla dziecka. Rozumiem, że czasy są ciężkie i każdy goni za pieniądzem jak może. Nie usprawiedliwia to jednak nieodpowiedzialności za przyjęte na siebie zobowiązanie wychowania człowieka. To najtrudniejsze zadanie jakie stoi przed dorosłym. Nie może być tak, ze najpierw „wychowuje” się dzieci bezstresowo (czytaj niech robi co chce, bylebym miał spokój), potem posyła do szkoły katolickiej, żeby zaznało dyscypliny, a potem ten w miarę dorosły już człowiek spędza lata na terapii, bo nie wie, kim jest i czego tak naprawdę w życiu potrzebuje. A może gdyby tak więcej czasu poświęcić dziecku. Rozmawiać z nim o tym, co dobre co złe. Jak działa świat, jak się w nim funkcjonuje, co jest wartościowe a co tylko takie udaje. Jak podnosić się po porażkach i zdobywać upragnione cele. Jak kochać ludzi i życie. Zaręczam, że ani spowiedź, ani komunia nie byłyby potrzebne. Mielibyśmy pokolenie silnych, mądrych, otwartych i odpowiedzialnych ludzi. Utopia. Wiem. Ale czy nie można pomarzyć?

Udostępnij na..