– Witam na moim kursie pisania. Zaczniemy od pisania literki „A”.

Cichy szept rozniósł się po sali. Jakie „a”? Przecież to nie zerówka. Dorośli ludzie. Wydali kasę na kurs pisania i co? A? Nikt nie ma śmiałości zaprotestować, bo a nuż okaże się , że z pisaniem u niego kiepsko. Wszyscy klepią w klawiaturę i zapomnieli jak się trzyma pióro. Co tam pióro. Ołówka nie utrzyma jeden z drugim. A może spróbować z tym „a”? Rozkładam notes, a piękny jest. Zielony. Nadzieja, że coś napiszę. Stworzę dzieło jakiego świat nie widział. Lepsze od Dostojewskiego czy tam innego Tołstoja. Pióro też mam niczego sobie. Oczywiście zielone, żeby pasowało do atramentu i notesu. A co tam. Kto bogatemu zabroni? To tak na wyrost, bo mam nadzieję wzbogacić się na pisaniu. Ta od Harrego Czarodzieja niech się schowa ze swoim bogactwem. Będę lepsza. Przykładam stalówkę do kartki. Zaczynam od kropeczki. Będzie piękne „A”. Jadę do góry pod kątem, a potem w dół. Wiem jak pisać Italiką. Byłam na zajęciach u Landowskiej. A teraz ogonek.. I do góry. Nagle z ogonka wyrasta las. Zielony jak mój atrament. Tylko odcieni ma więcej. Na skraju jasny odcień, w głębi nasycony, prawie czarny. Pomiędzy drzewami dostrzegam wiewiórkę. Nie, nie jest zielona. Ma rudy piękny kolor i puchatą kitkę. Uwija się między drzewami. Zbiera trawki i mech. Przygotowuje sobie dziuplę na zimę. Pracowita jest. Słyszę trzask łamanych gałęzi. Odwracam głowę w kierunku dźwięku. Zza drzewa wystaje łebek sarny. Przypatruje mi się. A oczy ma piękne. Duże, wręcz zjawiskowe. Już wiem, dlaczego o niektórych dziewczętach mówi się, że mają sarnie oczy. Natura tworzy prawdziwe dzieła sztuki. Nie do podrobienia. Wyciągam rękę, pokazuję sarnie, że nie mam złych zamiarów. Zabłądziłam tutaj przypadkiem. Zwierzątko podchodzi, powoli wysuwa łeb w kierunku mojej dłoni, obwąchuje. Wstyd mi, że nic dla niej nie mam. Nie przygotowałam się do leśnej wycieczki. Ale sarna nie wydaje się zawiedziona. Ośmielam się pogłaskać ja po karku. Sierść ma gładką, miękką. Natura przygotowała ją do zimy. Obyś nie padła od strzałów myśliwych- myślę sobie. Żeby było jak w wierszu Szymborskiej…

Na zawsze, jeśli każę, nic się tu nie stanie.
Bez mojej woli nawet liść nie spadnie
ani źdźbło się nie ugnie pod kropką kopytka.

Sarna odchodzi powoli w głąb lasu. Znikła też wiewiórka. Powoli znika mi las. Otwieram oczy. Przede mną zabazgrana kartka. Poplamiona atramentem. Gdzieniegdzie widać żałosne próby pisania literki „a”. Ma rację prowadząca. Zaczynajmy od „a”. Jak dobrze zaczniemy to nie tylko „b” będzie ładniejsze, za nim pójdą następne litery alfabetu.” Ułożą się do skoku”.

„Radość pisania.
Możność utrwalania.
Zemsta ręki śmiertelnej.”

Udostępnij na..