Od kilku tygodni Polska żyje piłką. Prawie wszystkie stacje informacyjne zdominowały mistrzostwa. Oglądamy relacje z życia piłkarzy. Wiemy: co jedzą, jak śpią, jak się relaksują, kiedy spotykają się z żonami i chodzą na zakupy, jak trenują, w jakich koszulkach i gaciach wystąpią. Stan murawy staje się problemem do głębokich dyskusji. Podobnie kondycja psychiczna i fizyczna piłkarzy. Konferencje prasowe przed, po, w przerwach miedzy meczami. Polska stała się biało-czerwona. Flagi na samochodach, balkonach, sklepach, restauracjach, czapkach, szalikach, ciałach kibiców. Takiego szaleństwa nie ma nawet w Dzień Flagi, zresztą większość Polaków nawet nie wie, kiedy przypada ten dzień. Od przyśpiewki „Polska biało-czerwoni” robi mi się niedobrze. Ekscytacja „milionami” biegającymi po boisku sięga zenitu. Pustoszeją ulice, miasto zamiera, by obudzić się krzykami radości lub jękami rozpaczy. Jestem tym zmęczona. Gdyby nie wszech obecna piłka może nawet obejrzałabym jakiś mecz. W obecnej sytuacji nie mam już na to ochoty. Wszystko co w nadmiarze jest niezdrowe. Zastanawiam się, co usłyszę po dzisiejszym meczu z Portugalią: znienawidzoną przyśpiewkę „Polska biało-czerwoni”, czy tak dobrze znaną „Polacy nic się nie stało”.

Udostępnij na..