…
Tomasz patrzył przed siebie. Wycieraczki samochodu pracowały miarowo, a mimo to droga była słabo widoczna. Deszcz lał strumieniami, chłód jesiennej nocy przenikał do środka i pod kurtkę Tomasza. Czuł wewnętrzne drżenie. Myślał o dniu, który minął i decyzji, którą podjął. Już rano wiedział, że ten dzień będzie inny. Wstali wcześnie. Włączył ekspres, gdy S. była jeszcze pod prysznicem. Przygotował grzanki. Zapach świeżo mielonej kawy mieszał się z aromatem dżemu morelowego. Wyszła z kropelkami wody na włosach, otulona ciepłym szlafrokiem. Objęła dłońmi parujący kubek. Spojrzała na Tomasza, ale to było inne spojrzenie. Kiedyś patrzyła ciepło, z oddaniem i miłością. To spojrzenie było zimne, puste. I to chyba najbardziej go przeraziło. Nie zostało nic, co można by uratować. Chłód wiał spod okien i spojrzeń. Zdobył się na odwagę i w końcu powiedział to, co było nieuniknione.
– Myślę, że nasz związek nie ma już sensu. Coś w nas umarło, a może sami to zabiliśmy.
Obawiał się jej reakcji, tymczasem nie zdarzyło się nic. Zazwyczaj była wybuchowa, wściekła, byle drobnostka wprowadzała ją w furię. Był nią zmęczony, jej nieustającą zazdrością, kontrolą, humorami. Oplatała go jak bluszcz. Czuł, że się dusi, że dłużej tego nie zniesie. Potrzebował powietrza, wolności. Tomasza zdziwiła jej reakcja, a raczej jej brak. Trudno za reakcję uznać wzruszenie ramion. Czyżby to było takie proste? Bez wyrzutów o zmarnowany czas i podeptane marzenia, poranione uczucia.
Pakował się w milczeniu. Nie miał wiele. Cały jego dorobek mieścił się w bagażniku samochodu. Do pracy przyjechał odrobinę spóźniony. Od razu zabrał się do roboty, chciał dokończyć wszystkie otwarte sprawy. Pod koniec dnia położył na biurku szefa wypowiedzenie. Wiedział, że od jutra będzie już wolny, że nie musi się niczym martwić. Osobiście i zawodowo czuł się jak wypalony garnek. Praca poniżej jego możliwości, toksyczny związek. Był zmęczony, wręcz zmordowany. Musiał to skończyć, żeby ratować siebie i resztki swojej godności. Teraz jechał w ulewnym deszczu. Pomyślał, że ten dreszcz to nie tylko chłód powietrza, ale oczekiwanie na nowe, nieznane, lepsze życie.
Nagle poczuł szarpniecie samochodu, głuche uderzenie. Zahamował gwałtownie. Chwilę siedział wpatrzony przed siebie. Powoli otworzył drzwi. Wysiadł. Nogi uginały się z przerażenia. Deszcz moczył twarz. Tomasz zmrużył powieki. Odwrócił się, spojrzał i wtedy ją zobaczył …..
No Comments