Poseł poucza panią posłankę, żeby nie używała mentorskiego tonu, bo nie przystoi jej to jako kobiecie. Ojciec prezydenta, profesor, za kryzys męskości obwinia ładne i wykształcone kobiety, które nie dają się zapłodnić.  Inny poseł stracił cierpliwość przy przewijaniu niemowlaka i dał mu klapsa. Staje w obronie ojców, bo czasami tracą nerwy i jest to normalne.  To przypadki z zaledwie kilku dni. Warto wspomnieć też o procesie tak zwanego eksperta, który w TVP wyraził się o protestujących kobietach … kto by takie ruchał…

I tak się zastanawiam, jak mam skomentować te przypadki , żeby nie używać mentorskiego tonu. Jestem kobietą, co prawda już nie do zapłodnienia, a więc na marginesie i podobno mi nie wypada, bo to nieeleganckie.  Nie będę elegancka, mam w czterech literach co pomyślą  o mnie panowie, dlatego napiszę, co myślę.

Jak widać w Polsce patriarchat ma się dobrze. Szczególnie u starych dziadów. Ich pojęcie szacunku dla kobiety polega na całowaniu jej w rękę i przepuszczaniu w drzwiach. I na tym koniec. Jak mężczyzna zezwoli kobiecie się odezwać, ma mówić elegancko, nie być agresywna, jak te feministki. Powinna też być uległa, a najbardziej uległa będzie, jak się ją zapłodni, zostawi w domu z dzieckiem, odetnie od świata i uzależni. W Polsce 48% kobiet nie pracuje zawodowo. To tylko liczba, ale wiele tłumaczy. Kobiety wykształcone, niezależne nie pozwalają sobą manipulować, nie chcą stawać w drugim szeregu tylko z tego powodu, że urodziły się kobietami. Nie będą funkcjonować w patologicznych związkach z obawy przed przyszłością. Nie pozwolą sobie na żaden rodzaj przemocy, czy to fizycznej, czy finansowej, czy psychicznej. Ale jeśli kobietom wtłacza się do głów schematy, że jej wartość określa tylko liczba urodzonych dzieci, poświecenie dla rodziny, podporządkowanie, nigdy nic się nie zmieni. Mężczyźnie wolno, bo taki jest, kobiecie nie, bo tak chce mężczyzna.  Mężczyzna jest panem Kowalskim, kobieta panią Basieńką.  Udziecinnienie kobiety, też ma swoją tradycję.  Bardzo często jest dla mężczyzny „dzieckiem”…. co ty mówisz dziecko…., albo „mamuśką”….. mamuśka dawaj obiad…  Baby są głupie, pyskują, stawiają się, więc trzeba je karać. Słowem, laniem, ignorowaniem. Sposobów tysiące, a uzasadnienie zawsze jedno. Baby trzeba trzymać krótko. Babę trzeba sobie wychować.

Dlatego poseł nie widzi powodów do przeprosin, ojciec prezydenta głosi swoje przekonania z dumą popartą profesorskim  autorytetem, inny poseł nie uważa za nic złego w daniu klapsa. A skoro można dziecku, można i kobiecie.

Pod jednym z artykułów w interniecie znalazłam komentarz pani, która przekonywała jak bardzo synowi potrzebny jest ojciec. Bo gdyby jej mąż nie potrafił trzymać chłopców krótko, nie wiadomo na kogo by wyrośli. Tę panią chyba mąż też trzymał krótko, skoro ma takie poglądy.

Wiem, że powodów dla których kobiety nie pracują, są tysiące. Ich wybór, ich prawo. Ale nie rozumiem, jak można pozwolić sobie na brak szacunku, na poniżenie. Kobiety, wykonujecie ciężką pracę. Wychowujecie dzieci, dbacie o dom, czasami rezygnujecie ze swoich marzeń, odkładacie siebie na później, bo mąż, bo dzieci, bo dom. Wasz wybór, ale nie daje to nikomu prawa do braku szacunku, zamykania wam ust, złego traktowania.

Posłowie i profesor powinni zapaść się pod ziemię ze wstydu, powinna wylać się na nich fala hejtu, choć go nie popieram. Za takie słowa powinien grozić ostracyzm społeczny. To niedopuszczalne, by w XXI wieku, w centrum Europy, w świecie cywilizowanym propagować poglądy rodem ze średniowiecza. To wstyd nie tylko dla powagi sejmu, ale dla uczelni, która trzyma profesora mizogina. Po tekstach profesor Pawłowicz i profesora Dudy ten tytuł nic dla mnie nie znaczy.

Udostępnij na..