Słowianie nie stawiali bogom świątyń. Było ich niewiele. Na zachodzie nazywały się Kącinami, na wschodzie Chramami. Święta była natura i miejsca z nią związane. Święte były gaje, leśne uroczyska, rzeki, a nade wszystko góry. Na Łysej spotykały się wiedźmy. Ślęża była górą, gdzie oddawano cześć bogom. Palono ogniska, tańczono, śpiewano, składano dary. 

Z przybyciem chrześcijaństwa zakazano ludności oddawania czci innym bogom, więc robili to w ukryciu. Nie palili ognisk, nie śpiewali głośno, by nie zwracać na siebie uwagi. 

Światem słowiańskim  rządzili bogowie. Na niebie Perun rzucający piorunami (stąd powiedzenie „do pioruna!”), pod ziemią jego brat Weles, któremu to miejsce przypadło po bratobójczej walce. Ziemię ożywiał i ogrzewał Dadźbóg (Słońce). Nocami po niebie wędrował syn Welesa – Choros ( Księżyc).  Jego wędrówka naznaczona była karą lub weselem. Kiedy Choros odbywał karę ,panował nów, w czasie wesela Choros lśnił swoim blaskiem. Kara i czas radości trwały zawsze po  trzydzieści dni.  W czasie wesela oświetlał drogę nocnym wędrowcom, przyświecał pastuszkom pilnującym owiec na polu.  Ziemią rządziła Mokosz, symbol nowego życia, plonów, dostatku ziemskiego. Symbolizowało ją Drzewo Życia, gdzie w koronie chroniły się ptaki przed mrozem i deszczem. W korzeniach Drzewa swoją siedzibę urządził Weles.  Synem Mokoszy i Peruna był Strzybóg, bóg wiatru. Rozsiewał zioła, rośliny, trawy. W gniewie zsyłał na ziemię huragany niszczące uprawy. Mokosz miała też drugiego syna Roda, którego ojcem był Weles.  Mokosz symbolizowała w mitologii słowiańskiej pierwiastek żeński, reprezentowała kobiety, była ich opiekunką. Weles symbolizował pierwiastek męski.   Kobiety miały być opiekuńcze i płodne jak matka ziemia, powinny troszczyć się o dzieci od chwili narodzin. Mężczyznom miała towarzyszyć odwaga Peruna, siła Swaroga, syna Dadźboga , welesowy spryt, słowiańska fantazja.  Mokosz dopuściła się kazirodztwa  z synem Rodem i poczęła trzy boginki Rodzanice ( Dole). To one naznaczały ludzki los, malowały tajemniczy znak na czole, czym przypieczętowywały dolę człowieka. Siostry w Wyraju, miejscu przebywania dusz rodowych,  przędły nić żywota. Od Doli zależało, czy będzie prosta, czy splątana, długa czy krótka. Karą dla Mokoszy za kazirodztwo było, że po śmierci ciała ludzkie wracają do niej, a ich duch do Welesa. 

 Dusze spoczywały w krainie szczęśliwości, ale Weles dzielił każdą duszę na dwoje. Zostawiał u siebie tę, która niosła wszelkie uczynki i namiętności, miłość i gniew zrodzone z życia. Drugą część duszy, tak zwaną duszę rodową wysyłał do Peruna. Ta część duszy reprezentowała mądrość przodków, przepełniona była zdobytym doświadczeniem i wiedzą, szacunkiem do bogów i tradycji. Świat bogów i ludzi był ze sobą powiązany. Bogowie wpływali na ludzkie losy, a ludzie powinni byli przestrzegać praw i zasad, które nakazali bogowie. Kiedy porządek zostawał zakłócony, bogowie zsyłali kary, szczególnie za nieumiarkowanie w zachowaniu, brak szacunku do natury, pychę, próżność ludzką. Nie można odmówić  bogom troski o człowieka. Skrzaty domowe dbały o porządek, Mokosz pilnowała ziemi i darów, które  człowiekowi dostarczała. A było tego wiele. Żyzne ziemie, bogate uprawy, pełne zwierząt lasy, ze swoimi skarbami natury. Tu wiedźmy szukały ziół leczniczych, tutaj zbierano miód i owoce leśne.  Pradawny pan lasu – Leszy, pilnował, by korzystanie z dóbr lasu odbywało się zgodnie z zasadami. Karał surowo za zabijanie uwięzionej zwierzyny, czy zwierząt w potrzasku. Jeżeli ktoś złamał niepisaną zasadę, mógł spodziewać się gniewu Leszego. Ten przybywał wtedy na jeleniu z ogromnym porożem, wielki i zarośnięty zielonym mchem. Siła była w nim niebywała. Zwykle towarzyszyły mu wilki szczerzące kły na nieszczęśnika, który swoją pychą i próżnością skrzywdził zwierzę.  Nie brakowało też innych stworzeń o boskiej proweniencji, które wystawiały na próbę namiętności i pożądania człowieka.  Świat słowiański  był uporządkowany, posłuszny radom starców. Do nich zwracano się w trudnych chwilach, w kłopotach z bogami. To starsi wiedzieli jak bogów zjednać, czym ich ułaskawić, mieli wiedzę i byli poważani.

Czuję się Słowianką. Na tych ziemiach się urodziłam, tu sięgają moje korzenie.  Z prawdziwą przyjemnością i niebywałym zachwytem przeczytałam  „Mitologię słowiańską” Jakuba Bobrowskiego i Mateusza Wrony. Panowie zabrali mnie w piękną podróż do przeszłości. 

 Na podstawie ich opowieści powstał ten tekst.

Polecam tę książkę  wszystkim, którzy czują słowiańską naturę i ciekawi są jej początków.

Tak się bowiem składa, że lepiej znamy mitologię grecką i rzymską,  niż słowiańską, a przecież to są nasze początki. Polska nie powstała znikąd, nagle w 966 roku. Była już wcześniej, choć jeszcze plemienna, ale ze swoją historią i zwyczajami.

J. Bobrowski, M. Wrona: Mitologia słowiańska, wydawnictwo BOSZ

Udostępnij na..