Z okładek pism dla kobiet  spod sztucznych rzęs patrzą na mnie pięknie wygładzone, nieskazitelnie świeże i wypoczęte panie celebrytki. W większości pism porady: jak schudnąć w 2 miesiące, jak wyrzeźbić ciało, jak poprawić wygląd cery kremem za 500 złotych. A między tym psychologiczne porady: jak pokochać siebie, jak wzmocnić poczucie własnej wartości, jak osiągnąć sukces, jak akceptować swoje ciało. I tak sobie myślę, że redaktorzy tych czasopism powinni porządnie puknąć się w czoło. Nie można jednocześnie kochać swojego ciała i katować się dietą, żeby wyglądać „lepiej”. Nie można akceptować swojego ciała i jednocześnie biegać dwa razy dziennie na siłownię, żeby wyrzeźbić brzuch, bo ten który mamy jest fatalny. Na coś trzeba się zdecydować. Jeżeli piszę o dbaniu o ciało i jego wygląd, to nie zamieszczam przepisu na golonkę w piwie i tort bezowy z kremem Skoro piszę o akceptacji ciała, to nie poganiam kobiet na fitness. Reklama zachęca „Pismo dla zwykłych kobiet”. Które są zwykłe, a które niezwykłe? Czy zwykłe to te od garów, dzieci, z siatkami pełnymi zakupów, pędzące do pracy, do domu, po dzieci do przedszkola, którym z trudem udaje się umyć włosy i wyprasować bluzkę. Czy te niezwykłe to te wygładzone przez photoshop, o nieskazitelnej cerze, z doklejonymi rzęsami, napompowanymi biustami i ustami, doklejonymi włosami? Mam wrażenie, że żyję w dwóch światach. Jeden realny, codziennego borykania się z trudnościami, zmaganiem z rzeczywistością i prozą życia. Świat obowiązków, pracy, kolejek do lekarza, tłoku w autobusie, przemoczonych butów podczas deszczu. Drugi świat, wykreowany w mediach i prasie. Ładni ludzie. Uśmiechnięci nowymi licówkami, z fit figurą, skubiący sałatę, smakosze kuchni molekularnej. Jeżdżą na egzotyczne wakacje, bywają na otwarciach butików, sączą szampana na premierach nowych perfum w butach na niebotycznie wysokich obcasach. To się świetnie sprzedaje. Ludzie tęsknią za pseudo-luksusem, a skoro nie mogą go mieć, chcą o nim chociaż poczytać, a bardziej pooglądać, żeby nie powiedzieć popodglądać. Uszczknąć troszkę dyskusyjnego „piękna” dla siebie. Widok pani sprzedawczyni z rzęsami jak u Smerfetki budzi we mnie mieszane uczucia. Nie chcę tym paniom odmawiać prawa do doklejania sobie czego chcą i gdzie chcą. Ich sprawa. Co najwyżej mogę w duchu współczuć utraty dobrego smaku i kontroli nad życiem. Uważam, że trzeba dbać o siebie, ale kiedy to „dbanie” przybiera formę obsesji, mamy problem. Małgorzata Hillar napisała „ dopiero późną nocą/ przy szczelnie zasłoniętych oknach/ gryziemy z bólu ręce/ umieramy z miłości.” Myślę, że umieramy z jej braku. Do siebie, do innych, do życia. Świat wykreowany i świat realny łączy jedno…. coraz częściej dopada nas apatia, przygnębienie, depresja, zmęczenie. Łudzimy się, że wygląd i „pokazanie się” to droga do szczęścia. Czy aby na pewno o to chodzi w tym szaleństwie?

Udostępnij na..