Dzisiaj Światowy Dzień Wychodzenia z Szafy – wspaniałe święto, zupełnie pomijane. Wielka szkoda. Wyjść z szafy  – czyli poinformować w każdy możliwy sposób, co się myśli, jakie ma się przekonania, co nam w duszy gra. To dzień, w którym można a nawet trzeba pokazać się prawdziwym. Zdjąć maskę, zmyć makijaż, odsłonić uczucia. I to jest właśnie najtrudniejsze. I w tym upatruję brak zainteresowania tym świętem.  W otaczającej nas rzeczywistości pokazanie swoich prawdziwych przekonań, bez narażania się na wyzwiska, hejt, oplucie – jest wyzwaniem. Do tego trzeba sporo odwagi. Siedzieć w szafie jest bardzo wygodnie. Człowiek spokojnie przeczekuje, niech inni za mnie powalczą, niech inni załatwią, narażają się. W szafie komfortowo i bezpiecznie. A gdy inni już naprawią co trzeba, można będzie chłeptać z pełnej miski do woli. Takich pasożytów mamy w kraju całe zastępy. Najczęściej to osobniki, uważające się za odważne i pewne siebie. Gęby pełne frazesów, cudzych opinii, wygodnych stwierdzeń. Byle się nie narazić, byle nie zwracać na siebie zbytniej uwagi. To chyba najwyższa forma egoizmu i bezdennej głupoty. Bo żeby mieć własne przekonania, swoją opinię –  potrzebne są argumenty, przemyślenia i logika. Jeżeli argumentem jest siła, arogancja, krzyk i obsceniczność – nie ma mowy o dyskusji, przekonywaniu się, dyskutowaniu.  Z wielu szaf wydobywa się jad i zwykły smród tchórzostwa. Wyjście z szafy – to przewietrzenie jej, dostęp do świeżości, otwarcie się na inne, nowe, czasami niezrozumiałe, ale fascynujące. Ech… tak mnie naszło przy święcie….

Udostępnij na..