Zabawa konwencją
Ewa –
Pojawiłam się znikąd. Bóg mówi, że jestem kobietą, żoną człowieka. Podobno powstałam z jego żebra. Jesteśmy pierwszymi wegetarianami, a nawet weganami. Nie jemy nabiału, nawet jajek, bo sam Bóg nie wie, co było pierwsze – jajko czy kura. Mieszkamy w raju. To wielki sad, w którym wieje nudą. Naszym pożywieniem są jabłka, od których mam wzdęcia. Bóg zakazał nam jeść owoców z drzewa wiadomości dobrego i złego. Ogranicza nam dostęp do informacji, a to mi pachnie autokracją, despotyzmem i innymi „ izmami”. Wąż – cwaniak jeden, podpuszcza mnie, żebym złamała zakaz. Właściwie nie musi mnie do tego namawiać. Spróbuję, bo jestem ciekawa, a ciekawość to droga do wiedzy. Poza tym bardzo nie lubię, jak ktoś mnie ogranicza i czegoś mi zakazuje. Zerwałam i skosztowałam. Ohydne. Dałam człowiekowi. Jemu też nie smakował. Do końca świata będą mówić, że go namówiłam, a przecież sam wziął, infantylny taki i bez charakteru. Otworzyły nam się oczy. Zobaczyliśmy jacy naprawdę jesteśmy. I całe szczęście, bo chodzilibyśmy do teraz między drzewami jak dwa wioskowe głupki, łudząc się, że to najlepsze co mogło nas spotkać. Nigdy nie zaznałabym wielu zakazanych rzeczy, które są takie przyjemne. Coś mi się tu nie zgadza. Raj ma być najwspanialszy, a okazuje się, że bardziej mnie rajcuje to, co zakazane. Bóg wkurzył się na nas i eksmitował za bramy raju. I dobrze, bo czułam się tam jak w więzieniu. Odział w skóry zwierzęce, a to takie nie ekologiczne. Na modzie się nie zna, bo wyglądamy fatalnie. Nie ma w tym ani szyku, ani elegancji. Ciuchy bez fantazji i polotu. Teraz człowiek zasuwa na polu, a ja za karę rodzę w bólu, bo nie ma jeszcze instytucji, który by zrefundowała znieczulenie okołoporodowe. Bardziej podoba mi się za bramami raju. Widzę świat taki, jaki jest naprawdę. Nie żałuję, że zgrzeszyłam, bo dzięki temu jestem bogatsza o nowe cudowne doświadczenia, emocje, wrażenia. Chłonę życie. Nie boję się śmierci. Lepiej żyć krótko a intensywnie, niż długo i byle jak. Urodziłam chłopców, bo tego ode mnie oczekiwano. Cierpiałam, ale dzięki temu jestem bardziej ludzka, choć Adam i Bóg temu zaprzeczają. W ich mniemaniu kobieta nie jest człowiekiem. Wmawia mi się, że jesteśmy z mężem jednością. Głupszej rzeczy nie słyszałam. Mam marzenia, ale nie wolno mi ich wyjawiać, ani spełniać, bo mam być poddana mężowi. Podobno bez mężczyzny będę nikim, co za bzdura. Zazdroszczę Lilith – pierwszej niewieście, która uciekła od Boga, człowieka Adama i raju. Hula sobie po świecie wolna i niezależna. Nie chciała się podporządkować. Podziwiam ją za charakter. Mnie jeszcze na taką odwagę nie stać, ale sadzę, że kiedyś determinacja doda mi skrzydeł i zawalczę o swoje. Teraz jestem prakobietą Ewą – grzesznicą, a mój mąż (zostałam mu dana jak rzecz, nie miałam nic do powiedzenia w tej kwestii) jest praczłowiekiem. Przez wieki będę walczyć z tym stygmatem, ale dam radę, bo jestem kobietą. A kobieta może wszystko.
Wąż –
Stworzył mnie Bóg. Wiję się po raju i nie mam nic do roboty. Z nudów przekomarzam się z Ewą. Namawiam ją do zjedzenia owocu z zakazanego drzewa. Patrzy na nie pożądliwie, ale coś ją wstrzymuje. Potrzebuje trochę zachęty z mojej strony. Nie musiałem długo czekać. Spróbowała. Poczęstowała też Adama, który ugryzł kawałek. To nic, że oboje wypluli, bo kwaśne to było, nie do zjedzenia. Bóg i tak się wściekł. Ukarał nas wszystkich, choć nie rozumiem tej kary. Mam się czołgać na brzuchu po wieczność, a przecież i tak nie mam nóg i czołganie jest moim jedynym sposobem przemieszczania się. Sam takiego mnie stworzył, więc nie pojmuję Jego irytacji. Podobno namawiam do złego. Co za brak logiki. W raju nie istnieje zło. Skąd się więc wzięło? Jakiś ten Bóg niekonsekwentny. Od teraz będę symbolem zła, a Ewa grzesznicą. Czuję, że coś nas łączy. Zło i grzech. Niechciane, zakazane, a takie nęcące. Wydaje mi się też bardzo dyskusyjne. Czy da się jednoznacznie określić co dobre, a co złe? Co grzechem jest, a co nim nie jest? Kolejne pokolenia będą nad tym łamały głowy. Moja jest połączona z tułowiem, nie mam takich problemów. Mam tylko dwa pragnienia; zdobyć jedzenie i uciec niebezpieczeństwu, by nie skończyć w roli butów czy torebki. I tak zostanie na wieki.
No Comments